Obudziłam się w ciepłej pościeli od razu przypominając sobie o zdarzeniu z zeszłego dnia. Co mogłam zrobić w tej sytuacji? Zerwać z Xavierem i powiedzieć mu prawdę? Nie potrafię tak. Czułam, że Natan jest mi bliski, czułam, że najwidoczniej los połączył mnie z nim z konkretnego powodu. Pytanie jakiego.. mogłam jedynie toczyć walkę w środku głowy z moimi dziwnymi uczuciami. Wstałam ociężale, zakładając krótkie spodenki i za dużą koszulkę. Spojrzałam na zegarek stojący przy lampce na komodzie, była 7. Jeszcze trochę czasu pozostało mi do 8, wyrobię się. Zbiegłam na dół, czując, że śniadanie już na mnie czeka. W kuchni zastałam mamę robiącą naleśniki:
-O, śpiąca królewna wstała. Chcesz trochę? - wskazała palcem na patelnie, uśmiechając się promiennie.
-Poproszę. Idziesz dziś do pracy?
-O tak, niestety, ktoś musi zarabiać na ten dom - zachichotała pod nosem kładąc naleśniki na talerzu - A Ty gdzie tak wcześnie się wybierasz?
-Pobiegać - uśmiechnęłam się niewinnie biorąc od niej talerz.
-Dobrze, widzisz się dziś z Xavierem? Dzwonił wczoraj i pytał czy wszystko z Tobą w porządku - oblizała łyżkę z dżemem, przypatrując mi się z zaciekawieniem.
-Prawdopodobnie tak, muszę z nim porozmawiać - utkwiłam wzrok w jedzeniu, mechanicznie je przeżuwając.
-Dobrze, pamiętaj, bądź w domu najpóźniej o 23.
-Wiem mamo, kocham Cię - wstałam i przelotnie pocałowałam ją w policzek.
-Ja Ciebie też skarbie, uważaj na siebie - wykrzyknęła, kiedy połową ciała byłam już za drzwiami wyjściowymi.
*
Nie wiedziałam dokładnie gdzie mamy się spotkać, ale domyśliłam się, że i tak mnie znajdzie. Usiadłam pod drzewem przy którym wczoraj się spotkaliśmy. Czekając na jego przybycie zaczęłam wyrywać trawę i owijać ją sobie wokół palca. Po chwili usłyszałam dobrze znane mi kroki:
-A więc tu jesteś.. gotowa na trening? - poklepał mnie pokrzepiająco po plecach.
-Jaki trening? - zgłupiałam, podnosząc się z ziemi powolnie.
-Normalny, poprawimy trochę Twoją formę - niekoniecznie fizyczną. Niedługo Ci to wyjaśnię, bądź cierpliwa Aniele - przelotnie musnął moją rękę opuszkami palców.
-Nadal nie rozumiem o co Ci chodzi, no ale dobrze.. co mam zrobić?
-Spal ten krzak - uśmiechnął się do mnie nonszalancko.
-Mam go spalić? Odbiło Ci? Niby jak mam to zrobić?
-Będziemy tu siedzieć tak długo, aż tego nie zrobisz - podszedł do mnie od tyłu, przytulając się do moich pleców - Wierzę w Ciebie.
Wydawało mi się to absurdalne, ale postępowałam według jego wskazówek. Skierowałam dłonie w kierunku krzaka, śmiejąc się z tego, co każe mi zrobić. Jemu nie było do śmiechu, traktował to poważnie. Po kilku wyczerpujących godzinach zdenerwowałam się:
-I jaki to niby miało cel? Myślałeś, że jestem w stanie to spalić? - wykrzyknęłam mu prosto w twarz.
-Tak, wyćwiczysz sobie tą umiejętność. Nie pluj mi w twarz, kochanie, to nieuprzejme.
-Nienawidzę Cię - rzuciłam przez ramię oddalając się w kierunku domu. Nagle zjawił się przede mną, patrząc na mnie z rozbawianiem i uniesioną brwią.
-Jutro bądź tu o tej samej godzinie, mam Ci jeszcze wiele rzeczy do pokazania, a jeszcze więcej do nauczenia - przybliżył swoją twarz do mojej i złożył delikatny pocałunek na moich ustach - Do jutra.
Rozmył się w powietrzu a ja byłam w stanie tylko stać zdziwiona. Nie wiem kim on jest, ale jak najszybciej muszę się dowiedzieć.
poniedziałek, 29 grudnia 2014
On - część 2.
Tak jak obiecałam podzielę opowiadanie na parę części/rozdziałów - jak komu wygodniej. Mam nadzieję, że docenicie to, iż robię tak ogromny wyjątek z "niczego".
Miłego dnia oraz czytania, kochani!
Przeleżałam na polu 2 godziny rozmyślając o tym, co zrobiłam nie tak. Nadal nie byłam w stanie odpowiedzieć sobie na nurtujące mnie pytania. To, co się wydarzyło wystarczająco wpłynęło na moją osobę - czy pozytywnie? Nie wiem. Pomimo buzującego szczęścia ukrytego wewnątrz serca, czułam smutek. Wzdychając wstałam z trawy otrzepując się z brudu. Nie martw się Mel, wyjaśnisz tą sprawę - powtarzałam sobie w duchu. Idąc w kierunku szkoły nasłuchiwałam śpiewu ptaków i szumu wiatru. Pomimo wracających mdłości czułam się naprawdę dobrze, może to jego zasługa. Zastanawiając się nad dzisiejszą zaistniałą sytuacją wpadłam na Xaviera.
-Hej Meliś! Gdzie byłaś? - przeczesał palcami włosy, uśmiechając się przyjaźnie.
-Prosiłam Cię, żebyś tak do mnie nie mówił.. zdrobnienia są odrażające, w każdym bądź razie nie w moim guście.
-Słońce, nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - przyciągnął mnie do siebie, odgarniając zabłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Byłam się.. przejść. A Ty gdzie idziesz? - zakłopotana zaczęłam przygryzać wargę. Czułam się jak ostatnia szmata.
-Właśnie wracam z zajęć do domu, masz ochotę do mnie wpaść? - puścił mi oczko, nachylając się, żeby mnie pocałować.
-Nie.. nie, źle się czuję - odsunęłam głowę w przeciwną stronę udając, że na coś patrzę.
-No dobrze, w takim razie.. do jutra? - spojrzał na mnie smutno, delikatnie przyciągając mnie jeszcze bliżej.
-Tak, do jutra - posłałam mu pokrzepiający uśmiech wyswobadzając się z jego objęć.
Ruszyłam w przeciwną stronę słysząc na pożegnanie jego donośny głos mówiący, że mnie kocha. Boże, co ja zrobiłam. Pocałunek z Natanem w ogóle nie powinien mieć miejsca, nie wtedy, kiedy jestem w związku z Xavierem. Dlaczego nie miałam wyrzutów sumienia? Pokręciłam głową, krzyżując ramiona na piersiach. Od domu dzielił mnie tylko mały lasek, który musiałam przejść. Zazwyczaj zajmowało mi to 20-30 minut. Wchodząc między drzewa zwolniłam, wzdychając ciężko. Za dużo rzeczy jak na jeden dzień, za dużo. Spacerowałam powoli, raz po raz schylając się, żeby podnieść uschnięty listek. Ignorowałam cienie, które pojawiały się znikąd, tłumacząc sobie, że na pewno umysł płata mi figle. Nadal idąc spokojnie na drodze stanęła mi zakapturzona postać. Przystanęłam upuszczając na ziemię liście i przygotowałam nogi do ewentualnej ucieczki. Nieznajomy zdjął kaptur, podnosząc na mnie zaciekawiony wzrok. Natan - usłyszałam w mojej głowie cichutki głosik.
-Jak.. co Ty tu robisz?
-Śledziłem Cię - przymrużył oczy, zbliżając się o parę kroków - Kim był mężczyzna z którym rozmawiałaś przed szkołą?
-To mój chłopak, Xavier. Dlaczego o niego pytasz?
-Chłopak? - zamrugał zdezorientowany - Nie wiedziałem, że Twoje serce jest już zajęte przez jakiegoś dryblasa - był coraz bliżej.
-Co.. o czym Ty mówisz? - nie spostrzegłam, że jest na tyle blisko, aby przycisnąć mnie do drzewa - Natan, uspokój się.
-Jesteś taka mała - położył dłoń na moim policzku - I taka naiwna.. - przyciągnął mnie do siebie, przyciskając usta do moich warg.
Świat zawirował, straciłam panowanie w nogach. Podniósł mnie gwałtownie przytrzymując za pośladki. Przyciskając do pnia drzewa zaczął całować każdy skrawek mojej twarzy, kończąc na szyi.
-Nie pozwolę, żebyś znowu odeszła. Nie pozwolę! - postawił mnie na ziemi przyciskając czoło do mojego czoła - Jesteś moja.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, nasze oddechy mieszały się, przypominając o tym, co się przed chwilą stało.
-Przyjdź tu jutro o 8, radzę ubrać coś.. wygodnego - odsunął się błyskawicznie znikając pomiędzy drzewami.
Znowu czułam się jak w klatce, targana przez uczucia i emocje, które towarzyszyły mi, kiedy mnie pocałował.
-Przyjdę.. - wyszeptałam wiatru odpowiedź w nadziei, że mu ją przekaże.
niedziela, 28 grudnia 2014
On.
Od samego początku intrygował mnie swoją postawą, spojrzeniem, zachowaniem. Był na swój sposób przystojny, z delikatnym zarostem i rozczochraną fryzurą. Wyglądał jak.. mój ideał. Jego nienaganny chód, słowa, które wypowiadał ujęły mnie od samego początku. Miał przedziwny styl, oryginalny - wyróżniały go kolczyki zdobiące prawe ucho, zazwyczaj pomalowane paznokcie i czarne ubrania. Nie miał dużej ilości przyjaciół, zazwyczaj chodził po szkolnych korytarzach sam, jednakże i tak cieszył się dużą popularnością - zwłaszcza wśród dziewczyn.
Ja - szara myszka, niewyróżniająca się niczym szczególnym nie mogłam liczyć na to, że zwróci na mnie uwagę. Jestem niewysoką, o dziecinnej sylwetce blondynką. Zawsze ukradkowo na niego spoglądam licząc na to, że odwzajemni moje spojrzenie. Pewnego dnia doczekałam się i chciałabym wam o tym opowiedzieć..
Jak zwykle wbiegłam spóźniona do szkoły rozmyślając o tym, jak bardzo surową naganę dostanę od nauczycielki biologii. Szybkim krokiem przeszłam dystans dzielący mnie od sali biologicznej. Zapukałam nieśmiało, delikatnie próbując załagodzić tym gestem spóźnienie. Wychyliłam głowę zza drzwi i spojrzałam na nauczycielkę.
-Można? - uśmiechnęłam się niewinnie próbując uspokoić bijące serce.
Spojrzała na mnie surowo i palcem wskazała miejsce, w którym mam usiąść. O mój Boże, tylko nie koło niego. Serce, które uspokoiło się dosłownie przed chwilą znów zaczęło bić w nierównym tempie. Weszłam chwiejnym krokiem do klasy, zmierzając ku ławce, która miała być moją "egzekucją". Spojrzałam na chłopaka, który w niej siedział. Nie odwzajemnił spojrzenia, cały czas jego wzrok był skierowany w przestrzeń za oknem. Westchnęłam cicho i usiadłam. Starałam się skupić na słowach nauczycielki, ale nie mogłam.. jego zapach rozpraszał mnie na tyle, że rozmyślałam o tym jakby to było poczuć się w jego ramionach. Schowałam twarz w dłoniach powtarzając sobie w myślach, że mam się ogarnąć. Od rana nie czułam się najlepiej, dręczyły mnie mdłości i zawroty głowy. Po kilkunastu minutach nie mogłam wytrzymać i zapytałam nauczycielkę, czy mogę iść do pielęgniarki. Skinieniem głowy zgodziła się, widząc, w jakim jestem stanie. Chwyciłam z szybkością światła torbę i wybiegłam z klasy. Podpierając się ściany zrobiłam kilka kroków i osunęłam się na kafelki. Wdech, wydech. Mogłam zostać w domu, ale nie chciałam opuścić zajęć. Serce uspokoiło się, mdłości zaczęły mijać. Nadal chowając głowę między kolanami usłyszałam ciche kroki, pewne i nienaganne. Nienaganne, to on. Oddech mi przyspieszył, starałam się schować jak najgłębiej w cieniu, tak, żeby mnie nie zobaczył. Jak na złość mnie zauważył. Podniosłam ostrożnie głowę czując, że nade mną stoi.
-Chodź - wyciągnął w moim kierunku dłoń.
Niepewnie mu ją podałam. Jednym, szybkim szarpnięciem pomógł mi wstać. Przez jedną, krótką chwilę moja dłoń spoczęła na jego klatce piersiowej - szybko ją odsunęłam. Zaprowadził mnie do Szkolnego Ogrodu, w którym zazwyczaj na przerwach między lekcjami zbierała się cała szkoła i jadła lunch na trawie lub ławkach. Przez całą drogę czujnie mnie obserwował, kontrolując czy czasami zaraz nie zemdleję. Oh, jakbym chciała teraz upaść i czuć jego silne ramiona podtrzymujące moją drobną osobę. Dość! Mel, ogarnij się. Kiedy dotarliśmy na pole niedaleko naszej szkoły pomógł mi usiąść. Jego dotyk wywołał przyjemne dreszcze, tam, gdzie dotknął mnie dłonią pozostało miłe mrowienie. Uśmiechnęłam się w duchu nie wierząc, że jestem z nim sam na sam. Nie był typem człowieka, który przepada za towarzystwem. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy i w pewnym momencie przybliżył się do mnie, kładąc mi rękę na kolanie. Wypuściłam powietrze nie będąc świadoma, że cały czas wstrzymywałam oddech. Podniosłam wzrok napotykając jego zatroskane spojrzenie. Co? Zatroskane? Coś sobie ubzdurałam.. Starałam się spuścić wzrok, jednak on mi na to nie pozwolił. Chwycił w dłoń mój podbródek unosząc go delikatnie.
-Ah, Mel..
-Znasz moje imię? Ja.. mógłbyś mnie puścić? Czuję się nieswojo - nie chciałam żeby mnie puszczał, ale nie mogłam się skupić, nie mogłam normalnie myśleć.
-Głupia - nie zrobił tego, o co poprosiłam.
Przybliżył twarz do mojej cały czas patrząc mi głęboko w oczy. Dzieliły nas zaledwie centymetry, zawsze o tym marzyłam. Spojrzałam na jego usta chcąc przybliżyć się jeszcze bardziej, pocałować go, poczuć. Był szybszy. Pokonał oddzielający nasze twarze dystans i przywarł do mnie ustami. Wsunął palce w moje włosy, raz po raz za nie ciągnąc. Czułam się taka.. taka mała. Zarzuciłam ręce na jego szyję siadając mu na kolanach. Tak blisko niego, bez żadnych granic. Westchnęłam cichutko przygryzając jego język. Poczułam, jak się uśmiecha. Wsadził dłoń pod moją koszulkę kładąc ją na plecach. Przesuwał nią z dołu do góry wywołując dreszcze, które przechodziły całe moje ciało.
-Zawsze tego chciałem, zawsze - szeptał pomiędzy pocałunkami utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie tylko ja pragnęłam jego bliskości. On również jej potrzebował.
Po chwili jakby czar prysnął, odsunął się ode mnie niesamowicie szybko, stając na równe nogi. Spojrzał na mnie przerażony uświadamiając sobie, co przed chwilą zrobił. Widziałam w jego oczach gniew i pożądanie. Obrócił się na pięcie i pognał w stronę szkoły. Nie rozumiem.. o co chodzi? Przygładziłam włosy kładąc się na miękkiej trawie. Mogłam tylko płakać, płakać i szukać odpowiedzi.. Dlaczego?
Myślę, że podzielę te opowiadanie na rozdziały. Jak myślicie, warto?
Ja - szara myszka, niewyróżniająca się niczym szczególnym nie mogłam liczyć na to, że zwróci na mnie uwagę. Jestem niewysoką, o dziecinnej sylwetce blondynką. Zawsze ukradkowo na niego spoglądam licząc na to, że odwzajemni moje spojrzenie. Pewnego dnia doczekałam się i chciałabym wam o tym opowiedzieć..
Jak zwykle wbiegłam spóźniona do szkoły rozmyślając o tym, jak bardzo surową naganę dostanę od nauczycielki biologii. Szybkim krokiem przeszłam dystans dzielący mnie od sali biologicznej. Zapukałam nieśmiało, delikatnie próbując załagodzić tym gestem spóźnienie. Wychyliłam głowę zza drzwi i spojrzałam na nauczycielkę.
-Można? - uśmiechnęłam się niewinnie próbując uspokoić bijące serce.
Spojrzała na mnie surowo i palcem wskazała miejsce, w którym mam usiąść. O mój Boże, tylko nie koło niego. Serce, które uspokoiło się dosłownie przed chwilą znów zaczęło bić w nierównym tempie. Weszłam chwiejnym krokiem do klasy, zmierzając ku ławce, która miała być moją "egzekucją". Spojrzałam na chłopaka, który w niej siedział. Nie odwzajemnił spojrzenia, cały czas jego wzrok był skierowany w przestrzeń za oknem. Westchnęłam cicho i usiadłam. Starałam się skupić na słowach nauczycielki, ale nie mogłam.. jego zapach rozpraszał mnie na tyle, że rozmyślałam o tym jakby to było poczuć się w jego ramionach. Schowałam twarz w dłoniach powtarzając sobie w myślach, że mam się ogarnąć. Od rana nie czułam się najlepiej, dręczyły mnie mdłości i zawroty głowy. Po kilkunastu minutach nie mogłam wytrzymać i zapytałam nauczycielkę, czy mogę iść do pielęgniarki. Skinieniem głowy zgodziła się, widząc, w jakim jestem stanie. Chwyciłam z szybkością światła torbę i wybiegłam z klasy. Podpierając się ściany zrobiłam kilka kroków i osunęłam się na kafelki. Wdech, wydech. Mogłam zostać w domu, ale nie chciałam opuścić zajęć. Serce uspokoiło się, mdłości zaczęły mijać. Nadal chowając głowę między kolanami usłyszałam ciche kroki, pewne i nienaganne. Nienaganne, to on. Oddech mi przyspieszył, starałam się schować jak najgłębiej w cieniu, tak, żeby mnie nie zobaczył. Jak na złość mnie zauważył. Podniosłam ostrożnie głowę czując, że nade mną stoi.
-Chodź - wyciągnął w moim kierunku dłoń.
Niepewnie mu ją podałam. Jednym, szybkim szarpnięciem pomógł mi wstać. Przez jedną, krótką chwilę moja dłoń spoczęła na jego klatce piersiowej - szybko ją odsunęłam. Zaprowadził mnie do Szkolnego Ogrodu, w którym zazwyczaj na przerwach między lekcjami zbierała się cała szkoła i jadła lunch na trawie lub ławkach. Przez całą drogę czujnie mnie obserwował, kontrolując czy czasami zaraz nie zemdleję. Oh, jakbym chciała teraz upaść i czuć jego silne ramiona podtrzymujące moją drobną osobę. Dość! Mel, ogarnij się. Kiedy dotarliśmy na pole niedaleko naszej szkoły pomógł mi usiąść. Jego dotyk wywołał przyjemne dreszcze, tam, gdzie dotknął mnie dłonią pozostało miłe mrowienie. Uśmiechnęłam się w duchu nie wierząc, że jestem z nim sam na sam. Nie był typem człowieka, który przepada za towarzystwem. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy i w pewnym momencie przybliżył się do mnie, kładąc mi rękę na kolanie. Wypuściłam powietrze nie będąc świadoma, że cały czas wstrzymywałam oddech. Podniosłam wzrok napotykając jego zatroskane spojrzenie. Co? Zatroskane? Coś sobie ubzdurałam.. Starałam się spuścić wzrok, jednak on mi na to nie pozwolił. Chwycił w dłoń mój podbródek unosząc go delikatnie.
-Ah, Mel..
-Znasz moje imię? Ja.. mógłbyś mnie puścić? Czuję się nieswojo - nie chciałam żeby mnie puszczał, ale nie mogłam się skupić, nie mogłam normalnie myśleć.
-Głupia - nie zrobił tego, o co poprosiłam.
Przybliżył twarz do mojej cały czas patrząc mi głęboko w oczy. Dzieliły nas zaledwie centymetry, zawsze o tym marzyłam. Spojrzałam na jego usta chcąc przybliżyć się jeszcze bardziej, pocałować go, poczuć. Był szybszy. Pokonał oddzielający nasze twarze dystans i przywarł do mnie ustami. Wsunął palce w moje włosy, raz po raz za nie ciągnąc. Czułam się taka.. taka mała. Zarzuciłam ręce na jego szyję siadając mu na kolanach. Tak blisko niego, bez żadnych granic. Westchnęłam cichutko przygryzając jego język. Poczułam, jak się uśmiecha. Wsadził dłoń pod moją koszulkę kładąc ją na plecach. Przesuwał nią z dołu do góry wywołując dreszcze, które przechodziły całe moje ciało.
-Zawsze tego chciałem, zawsze - szeptał pomiędzy pocałunkami utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie tylko ja pragnęłam jego bliskości. On również jej potrzebował.
Po chwili jakby czar prysnął, odsunął się ode mnie niesamowicie szybko, stając na równe nogi. Spojrzał na mnie przerażony uświadamiając sobie, co przed chwilą zrobił. Widziałam w jego oczach gniew i pożądanie. Obrócił się na pięcie i pognał w stronę szkoły. Nie rozumiem.. o co chodzi? Przygładziłam włosy kładąc się na miękkiej trawie. Mogłam tylko płakać, płakać i szukać odpowiedzi.. Dlaczego?
Myślę, że podzielę te opowiadanie na rozdziały. Jak myślicie, warto?
sobota, 13 grudnia 2014
Nóż.
Była, trwała, kochała.
Dlaczego z dnia na dzień to wszystko
się skończyło? Dlaczego rzucał słowa na wiatr mówiąc, jak
bardzo jest dla niego ważna?
Po co jest miłość?
Raniąca, bezlitosna mgła opatulająca
serce, sprawiająca, że ból ma nowe, przyjemne znaczenie.
Czy jest tego warta?
Czy jest warta Twoich brudnych łez
cieknących po policzkach?
Łzy.. z nich tak naprawdę można
wyczytać jak bardzo Ci na nim zależało. Jesteś silna? Podziwiam
Cię, nie byłabym w stanie podnieść głowy z wbitym nożem w
sercu.
Będzie wielu, wiele razy się
zakochasz – a jednak dlaczego nie zapominasz o tej pierwszej
namiastce miłości?
Dlaczego będąc w tym momencie
szczęśliwą porównujesz obecne szczęście z tym, co było kiedyś?
Była, trwała, kochała...
środa, 3 grudnia 2014
Brak sensu - zaplątanie.
Widziałeś kiedyś anioła, poczułeś
jego obecność lub uzmysłowiłeś sobie, że istnieje? Otóż
uświadamiam Ci, że nad Tobą czuwa. Widzę, że Cię rozśmieszyłem.
Byłeś kiedyś w sytuacji bez wyjścia, stanąłeś oko w oko z
śmiercią? Haha, ja byłem w takiej sytuacji, miło, że pytasz.
Widzisz tą małą dziewczynkę naprzeciwko naszego stolika? Jest
szczęśliwa, prawda? Widzisz otaczającą ją aurę? O, jak miło,
znów Cię rozbawiłem. Odwróć głowę i jeszcze raz przyjrzyj się
dokładnie. Trochę zbladłeś, ciekawe. Co widzisz? Jakiego demona?
Demony nie istnieją, głupcze. Zatem twierdzisz, że dobro bez zła
nie może istnieć? Nie, chłopcze. Zło jest tylko brakiem dobra.
Otwórz serce, spójrz jeszcze raz. Widzisz tą białą smugę? Jest
czarna? Przyjrzyj się bardziej, oczyść duszę z wszelkiego zła.
O, teraz to dostrzegasz. Wyobraź sobie, że nad tą dziewczynką
czuwa dobry duch. Dla niej może przyjmować postać jednorożca,
ulubionej lalki lub nawet rodzica. Niemożliwe? Ah, naiwny człowieku,
nie bądź taki poważny. Nie jesteś wierzący? Cóż, również nie
jestem. A czy to cokolwiek zmienia? Spójrz na mnie. Jestem starcem
wędrującym po tym świecie – Ty zwykłym mężczyzną,
zapracowanym, opiekującym się dwójką dzieci po rozwodzie. Skąd
to wiem? Widzę to w Twojej postawie. Wróćmy do tematu. Widziałeś
kiedyś anioła? Nie? Przed chwilą go zobaczyłeś. Widzę, że
jesteś trochę zagubiony. A wiesz czym jest życie? Nie, zamilcz.
Nie podawaj mi monotonnych formułek, których nauczono Cię w
szkole. A więc czym jest dla Ciebie życie? Widzę, że milczysz,
zatem ja odpowiem. Życie jest światłem prowadzącym ku tunelu
ciemności, śmierci, która ma Cię wyzwolić, uwolnić duszę z
klatki, która jest ludzkim ciałem, życie to bajka – opowieść
napisana ciągiem, życie to modlitwa – modlisz się? Nie? Ja też
tego nie robię. A szkoda, wiesz dlaczego? W tym jednym momencie,
modląc się jesteś całkowicie szczery. Nie, nie chodzi mi o
modlenie się do Boga. Głębszy sens modlitwy jest zaaplikowany w
naszym sumieniu. Czyż to nie z niego zawsze się spowiadasz? Chcesz,
żeby ten kamień spadł, to dlaczego nie modlisz się do sumienia?
Pomyśl nad tym, chłopcze. Mimo tego, że jestem starcem chcę
przekazać Ci jedynie wiarę. Nie, nie w Boga. W co? W samego siebie.
Dostrzeż rzeczy nieistotne dla innych ludzi a odnajdziesz prawdziwe
szczęście. O, właśnie przyjechał mój autobus. Na tym etapie
życia zostawię Cię samego, spróbuj odnaleźć swoją ścieżkę.
Miłego dnia!
*
Wracając do domu rozmyślałem nad
słowami przekazanymi mi przez starca. Zrozumiałem, że jestem tak
samo szarym człowiekiem jak otaczający nas ludzie.
*
A czy Ty uważasz, że jesteś
oryginalny, jedyny w swoim rodzaju? Nigdy taki nie będziesz, jeżeli
nie uwierzysz.
UWIERZ.
czwartek, 27 listopada 2014
Trochę świątecznie.
Obudziłem się. Ciemność. Czułem,
że istnieję, jednak byłem jedynie mgłą, cieniem. O co chodzi?
Próbowałem się poruszyć. Z całych sił starałem się otworzyć
„oczy”, na marne. Wystraszony przylgnąłem do niewidzialnych
ścian. Czerń, nic więcej. Co ja tu robię? Jak tu trafiłem? -
zadawałem pytania otaczającej mnie pustce. Nie uzyskałem
odpowiedzi. Poczułem przeszywający od stóp do głów ból, był
przyjemny, do zniesienia. Poczułem, że zasypiam...
Otworzyłem oczy na nowym świecie,
nadal byłem jedynie powłoką. To chyba nie tak źle. Rozejrzałem
się po okolicy, byłem w jakimś parku, leżałem na białym kocu.
Zadrżałem. Nagle w moim umyśle rozbłysła myśl, tak, to śnieg!
Jak ja dawno nie widziałem śniegu! Na moje „ciało” padało
światło ulicznej latarni, było mi tu dobrze. Naprzeciw parku
spacerowała rodzina, para trzymająca za ręce dziecko bujała nim w
przód i tył. Do moich uszu dotarł jego piskliwy śmiech, uh,
denerwujące. Wybiłem się w górę. W zasięgu wzroku miałem całe
miasto. W większości okien zauważyłem palące się światła,
były.. kolorowe. Zaciekawiony podleciałem do najbliższego z nich
zaglądając przez zaparowaną szybę. Jednym gestem ręki uchyliłem
delikatnie zamknięte okno. Hm.. ciekawe, byłem w stanie robić
takie rzeczy. Zaobserwowałem siedzącą przy stole rodzinę,
naliczyłem 9 osób, w tym małe dzieci. Były takie wesołe. Jednak
nie to przyciągnęło moją uwagę, mój wzrok był wpatrzony w
święcącą zieleń. Jak to się nazywało.. choinka? Tak, choinka.
Zatem był dziś 24 grudnia, święta. Coś ciężkiego zaczęło
napierać na moje niewidzialne serce.. smutek? Odpowiedzią była
samotność. Może miałem kiedyś rodzinę, przyjaciół.. może w
ten dzień również zasiadłbym z nimi do wigilijnego stołu
korzystając z magicznej chwili. Nagły przebłysk wspomnień, miałem
córkę. Przez moją głowę przeleciało tysiące myśli, każda
chwila, każdy moment, urodziny, święta, spacery, rozmowy...
-Dość!!! - wykrzyknąłem w ciemną
noc – Dlaczego ja?! - wzrok miałem skierowany w biały księżyc
otoczony chmurami – Dlaczego akurat mnie wybrałeś?!
Usłyszałem cichy głosik niesiony
przez wiatr.
-Zostałeś powołany do tego, aby
dawać szczęście innym – ciepły podmuch opatulił moje
niewidoczne ciało – Twoja dusza co rok, w ten jeden dzień
zostanie obudza, abyś mógł wypełnić swoje przeznaczenie. Jesteś
odpowiedzialny za uśmiech dzieci, spokój dorosłych i ostatnie,
szczęśliwe chwile starców – poczułem ciepło otaczające moje
serce – W ten jeden dzień możesz uszczęśliwić swoją córkę,
masz czas do 12 – głos zaczął się oddalać – W ten jeden
dzień.. - nastała cisza.
Skołowany, zdradzony i nieszczęśliwy
przez dłuższy czas tkwiłem w tym jednym miejscu, unosząc się jak
duch przy oknie obcej rodziny. Miałem ochotę płakać ale i tak nie
miałem czym. Jedyne co mi pozostało, to odszukać córkę. Niesiony
przez wiatr, unosiłem się nad domostwami podążając za głosem
serca. Byłem już blisko, czułem narastający spokój i ciepło.
Kiedy dotarłem do ów odpowiedniego okna zajrzałem przez nie
niepewnie. To, co przez nie zobaczyłem roztopiło moje serce
doszczętnie. Na kanapie siedziała kobieta w brązowych włosach i
ciemnej, granatowej bluzie obejmowana przez przystojnego blondyna. Co
kilka chwil nachylał się w jej strona, szepcząc do ucha kilka
słów, na które ona odpowiadała donośnym, szczerym śmiechem.
Widziałem w ich oczach miłość. Potężna, nierozerwalna nić
oplatała ich ciasno, nie pozwalając, aby od siebie odeszli.
Wleciałem przez okno stając naprzeciwko nich i obserwując tą
rozczulającą scenkę. Była szczęśliwa. Widziałem to w jej
gestach, słyszałem w wypowiadanych słowach i słanych pocałunkach
w stronę osobliwego młodzieńca. W kącie ich mieszkania, przy
dużym, plazmowym telewizorze stała choinka, ubrana w czerwone
lampki, które były bijące po oczach. Te same, które
wykorzystywaliśmy do strojenia kiedy była mała... a ja żyłem.
Tak bardzo chciałem jej dotknąć, powiedzieć, że ją kocham, że
tu jestem. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę, jednak ona
przeleciała przez jej ramię przypominając mi o tym, że nie
istnieję. Spojrzałem na zegar wiszący nad telewizorem, dochodziła
12. Westchnąłem przeciągle, płacząc niewidocznymi łzami.
Uszczęśliwiała mnie tylko myśl, że moja mała księżniczka jest
szczęśliwa. Zegar zaczął bić głośno, odbijając się echem w
moich uszach. Mój czas się kończył. Wszystko zwolniło, twarz
córki zastygła w uśmiechu, a mężczyzny przy jej policzku.
-Zawsze będę przy Tobie.. -
wyszeptałem w jej stronę.
Zamykając oczy poczułem
charakterystyczne ciepło, zacząłem oddalać się od mieszkania
mojej utraconej rodziny, nieznajomych ludzi i parku. Znów powróciła
ciemność. Wiedziałem, że zaraz zasnę i obudzę się dopiero za
rok. Wiedziałem, że niedługo ją zobaczę.
Już... niedługo...
środa, 26 listopada 2014
Nadzieja.
Minął kolejny rok w samotności.
Codziennie przemierzałam te same ulice w poszukiwaniu odrobiny
szczęścia, przystani, w której mogłabym zatrzymać się na
dłużej. Jednak nie mi było dane to szczęście, byłam strażniczką
tego miasta. Wracałam z uczelni ze spuszczoną głową, obserwując
ślady które zostawiałam na śniegu. Zastanawiałam się czy ktoś
może ukradkiem na mnie zerka, interesuje się kim jest ta drobna
blondynka przemierzająca ciemne ulice. Nikt nie znał odpowiedzi na
to pytanie, tylko moje serce. Gdzie idę? Gdzie niosą mnie nogi? Do
tego klubu po prawej stronie? Może do kawiarenki która stoi w
cieniu szyldu ogłaszającego zimową wyprzedaż zabawek na święta?
– zastanawiałam się. Święta.. magiczna pora. Zatrzymałam się
przy pasach, podnosząc delikatnie głowę. Zaczęłam wpatrywać się
w przechodniów naprzeciw mnie. Widziałam, że wzrok chłopaka który
chował się za postawnym mężczyzną był skierowany w moją
stronę. Patrzyłam na niego, ale on odwracał wzrok. Jak to możliwe,
że mnie widział? Wydawało mi się, że skądś go znam. Po
dłuższej chwili zapaliło się zielone światło. Stałam w
miejscu. On również nie wykonał żadnego ruchu. Nadal patrzył w
moją stronę doszukując się drobnych kształtów w mojej figurze,
jednakże były ukryte pod grubą, zimową kurtką. Schowałam twarz
w zagłębieniu ramienia i powędrowałam przed siebie. Nagle coś
huknęło, ogłuszający dźwięk który pozbawił mnie orientacji.
Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam w jego stronę. Wszystko
zwolniło, widziałam lecącą w jego kierunku ciężarówkę, nie
zwracał na nią uwagi. Z mojej krtani wydobył się przerażający
wrzask, zdjęłam kurtkę i z całych sił w nogach pognałam w jego
kierunku.. Pozostało mi kilka kroków aby go uratować. Rzuciłam
się na nieznajomego. Upadliśmy. Nachyliłam się nad nim, aby
osłonić go własnym ciałem. Zamknęłam oczy, powtarzałam sobie w
myślach, że tym razem mi się uda. Wiele razy ćwiczyłam,
wystarczy się skupić. Delikatnie rozchyliłam powieki patrząc na
jego przerażoną twarz. Dam radę. Przez moje ciało przeszła fala
dreszczy, skuliłam się z bólu. Światło. Tak, udało się.
Co mogłam innego zrobić oprócz
pozbawienia go przytomności? Wykonałam zamaszysty gest aby uderzyć
go w głowę. W połowie drogi zatrzymał rękę, która miała
wymierzyć mu cios. Spojrzałam na niego przerażona. Nie, tak nie
powinno być.
-Kim jesteś? - zapytał.
-Ja.. Ty mnie widzisz?
-Dziwne byłoby raczej to, gdybym Cię
nie widział - spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Ah, tak - spuściłam wzrok nie za
bardzo wiedząc co powiedzieć.
-A więc, ponowie moje pytanie, kim
jesteś? Przy okazji, mogłabyś już ze mnie zejść, jesteś ciężka
- zaśmiał się drwiąco.
-Widzę, że nie należysz do
przyjemniaczków - zaczęłam się powoli podnosić – A więc –
starałam się naśladować jego ton – z tego co widzisz, jestem
dziewczyną...
-I przed chwilą uratowałaś mi życie.
Jakieś czary-mary?
-Eh.. - westchnęłam – nie
powinieneś dłużej się ukrywać, obydwoje od razu się
rozpoznaliśmy – wykonałam żartobliwy ukłon – Jak wy to nas
nazywacie? Wróżki jak małe okruszki?
-Oh, tak, dokładnie – obnażył
ostre kły w półuśmieszku – krwiopijca, miło mi.
Nic nie odpowiedziałam, ruchem głowy
kazałam mu podążać za mną. Miałam nadzieję, że to nasze
ostatnie spotkanie. Już dawno powinniśmy się pozabijać, dwie
odrębne rasy nigdy się nie zaprzyjaźnią. Postanowiłam, że usunę
go całkowicie z mojego miasta. Nie potrzebowałam żadnych kłopotów
ani tym bardziej rozlewu krwi. Kiedy dotarliśmy do lasu
oddzielającego Mroczny Świat od Nowego Świata, obróciłam się
gwałtownie prawie wpadając w jego ramiona. Równie gwałtownie
odskoczyłam jak oparzona. Wiedziałam, że niedługo zniknie z
mojego życia i powrócę do patrolowania ulic. Ale czy tego
chciałam? Podeszłam do niego nie wiedząc co zrobić. Był ode mnie
wyższy o 4 stopy. Stanęłam na palcach składając pocałunek na
jego zimnych ustach.
-Malifecenta – zdążył wyszeptać.
Został z niego tylko pył i
wspomnienie. Stałam w miejscu przez dobre dwie godziny. Płakałam
rzewnymi łzami nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kochałam go i
przez 120 lat moje uczucia do niego były uśpione. To jedno
spotkanie wszystko zmieniło. Chwyciłam się za głowę czując
znowu ból rozdzierającego serca. Brakowało mi tego. Brakowało mi
emocji, które mną targały. Tylko je miałam. Po powrocie do domu
opadłam ciężko na fotel. Spojrzałam na czerwone ściany. Dlaczego
akurat mi było dane tak żyć? Dlaczego nie mogłam urodzić się
jako normalna kobieta, mieć dzieci i poślubić mężczyznę swoich
marzeń? Dlaczego zostałam obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami,
nieśmiertelnością i odebrano mi prawo do miłości? Nikt nie znał
odpowiedzi na te pytania. Zazdrościłam śmiertelnikom szczęścia,
krótkiego, intensywnego życia. Ile bym dała aby tak żyć. Ludzie
powinni doceniać to, co mają, bo bardzo szybko może im to zostać
odebrane. Czułam, że wojna już blisko. Czułam, że stawię temu
czoła.
Już nigdy nie pozwolę, aby mnie
znalazł.
Nowy blog - nowy początek.
To nie mój pierwszy blog i myślę, że nie ostatni. Zacznę i zakończę na tym, że mam na imię Sandra. Więcej nie musicie o mnie wiedzieć. Moją osobę wystarczająco przedstawią wstawiane tu posty.
Wiele rzeczy zmieniło się w moim życiu, wiele nowych osób przybyło.
Wiele rzeczy zmieniło się w moim życiu, wiele nowych osób przybyło.
Pasja do pisania książek wzrosła do maximum.
Mam zamiar dzielić się z wami moimi przemyśleniami, rozdziałami z napisanych(niedokończonych) książek oraz krótkimi opowiadaniami.
Przyjemnością i dalszą motywacją do pisania będzie odwiedzanie przez was mojego bloga.
Już widzę, jak kręcisz głową.
Zostaniesz na dłużej - nie pożałujesz.
Mam zamiar dzielić się z wami moimi przemyśleniami, rozdziałami z napisanych(niedokończonych) książek oraz krótkimi opowiadaniami.
Przyjemnością i dalszą motywacją do pisania będzie odwiedzanie przez was mojego bloga.
Już widzę, jak kręcisz głową.
Zostaniesz na dłużej - nie pożałujesz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)