środa, 26 listopada 2014

Nadzieja.

Minął kolejny rok w samotności. Codziennie przemierzałam te same ulice w poszukiwaniu odrobiny szczęścia, przystani, w której mogłabym zatrzymać się na dłużej. Jednak nie mi było dane to szczęście, byłam strażniczką tego miasta. Wracałam z uczelni ze spuszczoną głową, obserwując ślady które zostawiałam na śniegu. Zastanawiałam się czy ktoś może ukradkiem na mnie zerka, interesuje się kim jest ta drobna blondynka przemierzająca ciemne ulice. Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie, tylko moje serce. Gdzie idę? Gdzie niosą mnie nogi? Do tego klubu po prawej stronie? Może do kawiarenki która stoi w cieniu szyldu ogłaszającego zimową wyprzedaż zabawek na święta? – zastanawiałam się. Święta.. magiczna pora. Zatrzymałam się przy pasach, podnosząc delikatnie głowę. Zaczęłam wpatrywać się w przechodniów naprzeciw mnie. Widziałam, że wzrok chłopaka który chował się za postawnym mężczyzną był skierowany w moją stronę. Patrzyłam na niego, ale on odwracał wzrok. Jak to możliwe, że mnie widział? Wydawało mi się, że skądś go znam. Po dłuższej chwili zapaliło się zielone światło. Stałam w miejscu. On również nie wykonał żadnego ruchu. Nadal patrzył w moją stronę doszukując się drobnych kształtów w mojej figurze, jednakże były ukryte pod grubą, zimową kurtką. Schowałam twarz w zagłębieniu ramienia i powędrowałam przed siebie. Nagle coś huknęło, ogłuszający dźwięk który pozbawił mnie orientacji. Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam w jego stronę. Wszystko zwolniło, widziałam lecącą w jego kierunku ciężarówkę, nie zwracał na nią uwagi. Z mojej krtani wydobył się przerażający wrzask, zdjęłam kurtkę i z całych sił w nogach pognałam w jego kierunku.. Pozostało mi kilka kroków aby go uratować. Rzuciłam się na nieznajomego. Upadliśmy. Nachyliłam się nad nim, aby osłonić go własnym ciałem. Zamknęłam oczy, powtarzałam sobie w myślach, że tym razem mi się uda. Wiele razy ćwiczyłam, wystarczy się skupić. Delikatnie rozchyliłam powieki patrząc na jego przerażoną twarz. Dam radę. Przez moje ciało przeszła fala dreszczy, skuliłam się z bólu. Światło. Tak, udało się.
Co mogłam innego zrobić oprócz pozbawienia go przytomności? Wykonałam zamaszysty gest aby uderzyć go w głowę. W połowie drogi zatrzymał rękę, która miała wymierzyć mu cios. Spojrzałam na niego przerażona. Nie, tak nie powinno być.
-Kim jesteś? - zapytał.
-Ja.. Ty mnie widzisz?
-Dziwne byłoby raczej to, gdybym Cię nie widział - spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Ah, tak - spuściłam wzrok nie za bardzo wiedząc co powiedzieć.
-A więc, ponowie moje pytanie, kim jesteś? Przy okazji, mogłabyś już ze mnie zejść, jesteś ciężka - zaśmiał się drwiąco.
-Widzę, że nie należysz do przyjemniaczków - zaczęłam się powoli podnosić – A więc – starałam się naśladować jego ton – z tego co widzisz, jestem dziewczyną...
-I przed chwilą uratowałaś mi życie. Jakieś czary-mary?
-Eh.. - westchnęłam – nie powinieneś dłużej się ukrywać, obydwoje od razu się rozpoznaliśmy – wykonałam żartobliwy ukłon – Jak wy to nas nazywacie? Wróżki jak małe okruszki?
-Oh, tak, dokładnie – obnażył ostre kły w półuśmieszku – krwiopijca, miło mi.
Nic nie odpowiedziałam, ruchem głowy kazałam mu podążać za mną. Miałam nadzieję, że to nasze ostatnie spotkanie. Już dawno powinniśmy się pozabijać, dwie odrębne rasy nigdy się nie zaprzyjaźnią. Postanowiłam, że usunę go całkowicie z mojego miasta. Nie potrzebowałam żadnych kłopotów ani tym bardziej rozlewu krwi. Kiedy dotarliśmy do lasu oddzielającego Mroczny Świat od Nowego Świata, obróciłam się gwałtownie prawie wpadając w jego ramiona. Równie gwałtownie odskoczyłam jak oparzona. Wiedziałam, że niedługo zniknie z mojego życia i powrócę do patrolowania ulic. Ale czy tego chciałam? Podeszłam do niego nie wiedząc co zrobić. Był ode mnie wyższy o 4 stopy. Stanęłam na palcach składając pocałunek na jego zimnych ustach.
-Malifecenta – zdążył wyszeptać.
Został z niego tylko pył i wspomnienie. Stałam w miejscu przez dobre dwie godziny. Płakałam rzewnymi łzami nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kochałam go i przez 120 lat moje uczucia do niego były uśpione. To jedno spotkanie wszystko zmieniło. Chwyciłam się za głowę czując znowu ból rozdzierającego serca. Brakowało mi tego. Brakowało mi emocji, które mną targały. Tylko je miałam. Po powrocie do domu opadłam ciężko na fotel. Spojrzałam na czerwone ściany. Dlaczego akurat mi było dane tak żyć? Dlaczego nie mogłam urodzić się jako normalna kobieta, mieć dzieci i poślubić mężczyznę swoich marzeń? Dlaczego zostałam obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami, nieśmiertelnością i odebrano mi prawo do miłości? Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania. Zazdrościłam śmiertelnikom szczęścia, krótkiego, intensywnego życia. Ile bym dała aby tak żyć. Ludzie powinni doceniać to, co mają, bo bardzo szybko może im to zostać odebrane. Czułam, że wojna już blisko. Czułam, że stawię temu czoła.
Już nigdy nie pozwolę, aby mnie znalazł.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz