Obudziłem się. Ciemność. Czułem,
że istnieję, jednak byłem jedynie mgłą, cieniem. O co chodzi?
Próbowałem się poruszyć. Z całych sił starałem się otworzyć
„oczy”, na marne. Wystraszony przylgnąłem do niewidzialnych
ścian. Czerń, nic więcej. Co ja tu robię? Jak tu trafiłem? -
zadawałem pytania otaczającej mnie pustce. Nie uzyskałem
odpowiedzi. Poczułem przeszywający od stóp do głów ból, był
przyjemny, do zniesienia. Poczułem, że zasypiam...
Otworzyłem oczy na nowym świecie,
nadal byłem jedynie powłoką. To chyba nie tak źle. Rozejrzałem
się po okolicy, byłem w jakimś parku, leżałem na białym kocu.
Zadrżałem. Nagle w moim umyśle rozbłysła myśl, tak, to śnieg!
Jak ja dawno nie widziałem śniegu! Na moje „ciało” padało
światło ulicznej latarni, było mi tu dobrze. Naprzeciw parku
spacerowała rodzina, para trzymająca za ręce dziecko bujała nim w
przód i tył. Do moich uszu dotarł jego piskliwy śmiech, uh,
denerwujące. Wybiłem się w górę. W zasięgu wzroku miałem całe
miasto. W większości okien zauważyłem palące się światła,
były.. kolorowe. Zaciekawiony podleciałem do najbliższego z nich
zaglądając przez zaparowaną szybę. Jednym gestem ręki uchyliłem
delikatnie zamknięte okno. Hm.. ciekawe, byłem w stanie robić
takie rzeczy. Zaobserwowałem siedzącą przy stole rodzinę,
naliczyłem 9 osób, w tym małe dzieci. Były takie wesołe. Jednak
nie to przyciągnęło moją uwagę, mój wzrok był wpatrzony w
święcącą zieleń. Jak to się nazywało.. choinka? Tak, choinka.
Zatem był dziś 24 grudnia, święta. Coś ciężkiego zaczęło
napierać na moje niewidzialne serce.. smutek? Odpowiedzią była
samotność. Może miałem kiedyś rodzinę, przyjaciół.. może w
ten dzień również zasiadłbym z nimi do wigilijnego stołu
korzystając z magicznej chwili. Nagły przebłysk wspomnień, miałem
córkę. Przez moją głowę przeleciało tysiące myśli, każda
chwila, każdy moment, urodziny, święta, spacery, rozmowy...
-Dość!!! - wykrzyknąłem w ciemną
noc – Dlaczego ja?! - wzrok miałem skierowany w biały księżyc
otoczony chmurami – Dlaczego akurat mnie wybrałeś?!
Usłyszałem cichy głosik niesiony
przez wiatr.
-Zostałeś powołany do tego, aby
dawać szczęście innym – ciepły podmuch opatulił moje
niewidoczne ciało – Twoja dusza co rok, w ten jeden dzień
zostanie obudza, abyś mógł wypełnić swoje przeznaczenie. Jesteś
odpowiedzialny za uśmiech dzieci, spokój dorosłych i ostatnie,
szczęśliwe chwile starców – poczułem ciepło otaczające moje
serce – W ten jeden dzień możesz uszczęśliwić swoją córkę,
masz czas do 12 – głos zaczął się oddalać – W ten jeden
dzień.. - nastała cisza.
Skołowany, zdradzony i nieszczęśliwy
przez dłuższy czas tkwiłem w tym jednym miejscu, unosząc się jak
duch przy oknie obcej rodziny. Miałem ochotę płakać ale i tak nie
miałem czym. Jedyne co mi pozostało, to odszukać córkę. Niesiony
przez wiatr, unosiłem się nad domostwami podążając za głosem
serca. Byłem już blisko, czułem narastający spokój i ciepło.
Kiedy dotarłem do ów odpowiedniego okna zajrzałem przez nie
niepewnie. To, co przez nie zobaczyłem roztopiło moje serce
doszczętnie. Na kanapie siedziała kobieta w brązowych włosach i
ciemnej, granatowej bluzie obejmowana przez przystojnego blondyna. Co
kilka chwil nachylał się w jej strona, szepcząc do ucha kilka
słów, na które ona odpowiadała donośnym, szczerym śmiechem.
Widziałem w ich oczach miłość. Potężna, nierozerwalna nić
oplatała ich ciasno, nie pozwalając, aby od siebie odeszli.
Wleciałem przez okno stając naprzeciwko nich i obserwując tą
rozczulającą scenkę. Była szczęśliwa. Widziałem to w jej
gestach, słyszałem w wypowiadanych słowach i słanych pocałunkach
w stronę osobliwego młodzieńca. W kącie ich mieszkania, przy
dużym, plazmowym telewizorze stała choinka, ubrana w czerwone
lampki, które były bijące po oczach. Te same, które
wykorzystywaliśmy do strojenia kiedy była mała... a ja żyłem.
Tak bardzo chciałem jej dotknąć, powiedzieć, że ją kocham, że
tu jestem. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę, jednak ona
przeleciała przez jej ramię przypominając mi o tym, że nie
istnieję. Spojrzałem na zegar wiszący nad telewizorem, dochodziła
12. Westchnąłem przeciągle, płacząc niewidocznymi łzami.
Uszczęśliwiała mnie tylko myśl, że moja mała księżniczka jest
szczęśliwa. Zegar zaczął bić głośno, odbijając się echem w
moich uszach. Mój czas się kończył. Wszystko zwolniło, twarz
córki zastygła w uśmiechu, a mężczyzny przy jej policzku.
-Zawsze będę przy Tobie.. -
wyszeptałem w jej stronę.
Zamykając oczy poczułem
charakterystyczne ciepło, zacząłem oddalać się od mieszkania
mojej utraconej rodziny, nieznajomych ludzi i parku. Znów powróciła
ciemność. Wiedziałem, że zaraz zasnę i obudzę się dopiero za
rok. Wiedziałem, że niedługo ją zobaczę.
Już... niedługo...
Naprawdę bardzo ciekawy bloog :) Pozdawiam
OdpowiedzUsuń