piątek, 6 lutego 2015

Lost.

Przez moje powieki przebijało się ciężkie światło, jakby starające się o wybudzenie mnie z miłego snu. Powoli, niechętnie, otworzyłem oczy, próbując przyzwyczaić wzrok do jasności. Przetarłem wierzchem dłoni usta, spostrzegając, że zostawiłem na niej smugę krwi. Marszcząc brwi, przerzuciłem nogi przez łóżko, wstając pośpiesznie. Pomieszczenie w którym się znajdowałem było niewielkie, o granatowych ścianach i jednej lampie stojącej w rogu. Było w nim też jednoosobowe łóżko, okno i drzwi bez klamki od wewnątrz. OKNO. Podbiegłem do niego, przecierając rękawem brudną szybę. Wyjrzałem przez nie ostrożnie, bacznie obserwując czy ktoś patrzy na mnie z dołu. Byłem sam. Pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy była przemiana. Ale co mi to da? Szyby nie wybiję, bo potencjalny wróg od razu usłyszy hałas i przybiegnie z niemiłą wizytą. Siadając przy lampie, zwróciłem uwagę na moje ubrania. Były podarte i brudne, szal całkowicie rozerwany odkrył blizny, które miałem na szyi. Sięgnąłem ręką za plecy, przypominając sobie, że broń również mi zabrali - nie dziwne, kto zostawiłby zabójcę z bronią. Syknąłem zniesmaczony, kucając i pocierając dłońmi o ścianę. Farba pod moim dotykiem zaczęła odchodzić, skapując kwasem na podłogę. Zadowolony wstałem, opierając się całym ciężarem o obmurowanie. Skupiając całą swoją energię na ściance, krzyknąłem z bólu, starając się utrzymać w pozycji pionowej. Udało się. Przeszkoda zniknęła, kurcząc się czarną wstęgą pod moimi stopami. Przekroczyłem próg, trafiając do kolejnego pomieszczenia - tym razem z wyjściem na zewnątrz. Koło drewnianego biurka leżał mój miecz, lśniąc delikatnie niebieską poświatą. Bezszelestnie podbiegłem do niego, zarzucając go na tył pleców. Teraz czułem się wystarczająco pewnie, żeby stanąć oko w oko z przeciwnikami. Uchyliłem drzwi, które dzieliły mnie od wolności. Spoglądając przez szparkę, zauważyłem niską blondynkę stojącą przy dębie. Ostrożnie wyszedłem z budynku, kierując się w jej stronę. Sięgając jedną ręką po broń, drugą wyciągnąłem w jej kierunku. Dziewczyna była szybsza i w ułamku sekundy zorientowała się z której strony czai się największe niebezpieczeństwo. Drobną dłonią chwyciła mnie za nadgarstek, w której trzymałem miecz. Piekący ból sprawił, że wypadł mi z ręki. Wrzasnąłem, chwytając blondynkę za szyję. Zaskoczona rozluźniła uścisk, kopiąc mnie kolanem w żebra. Siła uderzenia odrzuciła mnie w bok, sprawiając, że upadłem na twardą ziemię. Nieznajoma sprawnie znalazła się nade mną, chwytając mnie za włosy. Odchylając moją głowę do tyłu, wzięła w drugą dłoń MÓJ MIECZ, MÓJ SKARB i przystawiła mi go do szyi, unieruchamiając mnie w tym momencie całkowicie.
-Czekaj - wysyczałem przez zęby, starając się rozluźnić - Mogłabyś chociaż zabić mnie inaczej? To, co trzymasz w ręce jest tak silnym przedmiotem, że przy zetknięciu z moją krwią, rozszczepiłby Cię na części pierwsze.
-Co Ty nie powiesz - rozcięła delikatnie skórę pod moją brodą - Nadal twierdzisz, że jestem głupia? Oh, Lucian, nigdy się nie zmienisz - puszczając mnie, odsunęła się na bezpieczną odległość - Co Ty tu robisz?
-O to samo mógłbym zapytać Ciebie, Alice. Dlaczego nie jesteś w 6 świecie?
-Znudziła mi się opieka nad niedorozwiniętymi Istotami Nieba - uśmiechnęła się, obnażając ostre jak brzytwa kły - Wolałam skonsumować trochę ich krwi, niż czekać, aż ktoś zrobi z nich żołnierzy.
-Ah, Alice, nigdy się nie zmienisz - wstałem, otrzepując się z brudu - Co teraz? Czego szukasz? - podszedłem do niej kilka kroków, owijając kosmyk jej blond włosów wokół palca.
-Wrota. Muszę je znaleźć.
Przez moje całe ciało przeszedł dreszcz podniecenia.
To nasza jedyna nadzieja.

Możliwe, że będę kontynuować Lost - zależy to bardziej od mojej weny. Liczę na to, że się spodoba. Miłego dnia, robaczki.

czwartek, 5 lutego 2015

Śmierć?

 Straciłem ją.
Byłem pewny, że już nigdy jej nie zobaczę. Te czarne włosy, drobna sylwetka i głupiutkie zachowanie. Słodki głosik powtarzający w kółko, że jestem najważniejszą osobą w jej życiu.. że nikt mnie nie zastąpi. Byłem o nią niebywale zazdrosny, moja mała kruszynka, oczko w głowie. Była niższa o 10 cm, szczupła, delikatna i blada. Mój ideał. Wszystko robiliśmy razem, rozumieliśmy się jak nikt inny. Pamiętam sobotnie wypady do lasu, wypatrywanie rudych wiewiórek - były jej ulubionymi zwierzątkami. Patrzyłem na nią jak zaczarowany, kiedy kucała na trawie z garścią orzechów w dłoni. Wpatrywałem się w jej uśmiech błąkający się na ustach, rozmarzone spojrzenie szkarłatnych oczu. Była piękna, każdego dnia, każdego roku, w zimie, lecie, wiośnie, jesieni. Ten uśmiech nigdy nie gasnął, jakby próbując odbudować lukę w moim rozerwanym sercu. O tak, kochałem ją całym sobą. Moja mała Kate.. jest już tylko wspomnieniem. Kiedyś, dawno, nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jej uśmiech przygasał, był mniej wyrazisty i bez życia. Wiedziałem, że coś jest nie tak, że coś ją przytłacza. Nie chciała mi powiedzieć. Pomimo tego, że jej ciało opanował smutek, ból i cierpienie, nie chciała mi zdradzić co się dzieje. Tkwiłem więc w jej ramionach w sobotnie popołudnia, wypatrując istotek z puszystymi ogonami. W jeden z tych dni odkryłem, że jest naprawdę źle. Zauważyłem, że nie ma już sił gonić wiewiórek, przysiadała pod drzewem ledwo łapiąc oddech. Pomimo tego, że potrząsałem nią z całych sił za ramiona, nadal nie chciała mi powiedzieć, co się dzieje. Chciałem jej pomóc. Gdybym był bardziej stanowczy to może dałbym radę ją uratować, odciągnąć od niej bezlitosną śmierć, która zabrała moją Kate w zimowy poranek. Miała raka. Odeszła bezboleśnie, podczas snu. Siedziałem przy jej łóżku, trzymając ją za drobną, osłabioną dłoń, powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu. Moja mała dziewczynka odejdzie na zawsze, już nigdy jej nie zobaczę. W ostatnich sekundach życia wyszeptała, że zawsze byłem dla niej najważniejszy i poczeka na mnie w lepszym świecie.
Moja kochana siostrzyczka umarła.
Moja siostrzyczka..

wtorek, 13 stycznia 2015

On - część 5, ostatnia.

Stałam osłupiona, nie wiedząc co zrobić. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa, nie byłam w stanie nawet kiwnąć palcem. Widziałam tylko, jak Natan powoli zbliża się w moją stronę. Serce boleśnie biło w nierównym tempie, jakby próbując wydostać się z klatki piersiowej z niezrozumiałymi uczuciami. Nie wiedziałam co zrobić, jak zareagować - uciec czy zostać, a więc stałam. Stałam i czekałam na ruch z jego strony. Był tak blisko mnie, że czułam jak ciepły żar wydobywający się z jego ciała osiada na mojej skórze w postaci kropelek potu. Z wstrzymanym oddechem zaobserwowałam lecącą w moim kierunku pięść, to na pewno koniec. Co z mamą? Co z Xavierem? Ah, Xavier.. nadal nic nie wie, nie wie, że go zdradziłam z wcielonym złem.
-Nic do mnie nie czujesz, to tylko iluzja. Jestem w stanie uwieść śmiertelniczkę, ale nie wiedziałem, że dam radę Cię omamić. Przejawiasz zdolności o których mógłby pomarzyć niejeden demon z klasy 5. Jesteś silna. Nawet gdybym teraz Cię zaatakował, próbowałabyś się bronić, to naprawdę ciekawe - nachylił się nade mną próbując przełamać dzielącą nas barierę - Jesteś taka piękna.. - jednym, szybkim ruchem przyciągnął mnie do siebie, wpijając się w moje usta.
Całował mnie przez dłuższą chwilę w stalowym uścisku, nie pozwalając mi na wykonanie żadnego ruchu. Badał każdy skrawek mojego ciała, pozostawiając na odsłoniętej skórze palące piętno.
-Zawsze byłaś moja, zawsze będziesz - spojrzał w moje oczy z czułością, przenosząc ręce na mój kark - Spij, Aniele.. śpij i uwierz.
Poczułam niesamowity ból. Krzycząc, próbowałam oderwać jego dłonie od mojej szyi. Nie mogłam złapać powietrza, czułam, jak wszystkie organy spalają się od środka. Ciemność, to koniec.


                                                                                  *

Obudziłam się w jakimś pokoju. Nie do końca wiedziałam gdzie. Otwierając powoli oczy, zaczęłam desperacko dotykać każdej części mojego ciała. Wzdychając cicho stwierdziłam, że nie mam żadnych poważnych obrażeń. Podniosłam się do siadu, czując, jak szeleści pode mną plastikowa narzuta. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, próbując zaobserwować jakąkolwiek obecność. Naprzeciw mnie, na bordowej sofie, siedział wysoki, wysportowany mężczyzna z opinającą jego tors czarną koszulką.
-Gdzie jestem? - zapytałam cicho, bojąc się jego reakcji. Chłopak podniósł wzrok, obserwując mnie czujnie.
-W domu - rozpoznałam ten głos, wszędzie bym go rozpoznała.
-Natan.. co Ty tu robisz? Próbowałeś mnie zabić! Jak to możliwe, że jeszcze żyję?
-Minęła Twoja kolej zadawania pytań, czas na mnie - podszedł do metalowego łóżka na którym przed chwilą spałam i usiadł na jego brzegu - Xavier, mówi Ci coś to imię?
-Tak, to imię mojego chłopaka. Coś mu się stało? Co mu zrobiłeś? - zaniepokojona przygryzłam wargę i zacisnęłam dłonie w pięści.
-Wiedziałaś, że jest upadłym aniołem? - przymrużył powieki, przesuwając dłoń w moim kierunku.
-Czym..?
-Upadłym aniołem. Wytłumaczę Ci. Twój chłoptaś przejął kontrolę nad moim ciałem i próbował Cię zabić, połowa słów, które wypowiadałem tak naprawdę nie chciałem powiedzieć. Nie wiem w jakim celu chciał pozbawić Cię życia, ale mam nadzieję, że doszłaś już do siebie, ponieważ wprowadziłem w Twoje żyły demoniczną krew.
-CO WPROWADZIŁEŚ? - poderwałam się z łóżka, uciekając w stronę przeciwległej ściany - Co Ty mi zrobiłeś?!
-Twój chłopak miał rację, w większości. Przejawiasz nadludzkie umiejętności, dlatego postanowiłem, że wprowadzę w Ciebie cząstkę siebie. Jesteś pierwszym osobnikiem płci żeńskiej, który przeżył tą transformację, a co za tym idzie - łakomym kąskiem dla potencjalnych zabójców i naukowców. Twoje życie należy do mnie, a cząstka duszy już dawno została pogrzebana w Piekle. Czy tego chcesz czy nie, należysz do mnie - uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
-Ty podstępna kreaturo.. - rzuciłam się na niego, lecz z każdym krokiem było mi trudniej go zaatakować. Niewidzialna siła powstrzymywała mnie od wymierzenia mu ciosu.
Przyszpilona w jednym miejscu znowu stałam, bez możliwości wykonania żadnego ruchu.
-Nawet nie będąc sobą czułem, że jesteś dla mnie przeznaczona. Teraz, kiedy moja krew płynie w Twoich żyłach, mogę pomóc Ci zakochać się w prawdziwym sobie.
Potwór ubrany w ludzkie ciało, podszedł do mnie i przyciągając mnie za szyję, zostawił ognisty ślad na moich ustach. Nie czułam bólu, poczułam tylko, że jestem jego.
Na zawsze.

sobota, 10 stycznia 2015

On - część 4.

Następnego dnia powędrowałam na kolejny trening.
W tym samym umówionym miejscu czekałam na jego przyjście, zbierając nieopodal kwiaty. Kiedy uzbierałam mały pęczek, poczułam, jak ktoś łapie mnie od tyłu.
-Hej księżniczko - wtulił twarz w moje włosy, wdychając ich zapach - Gotowa na kolejną porcję wysiłku? - odsunął się i stanął naprzeciw mnie.
-Tak.. ale mam parę pytań - przygryzłam wargę starając się opanować drżenie dłoni.
-Słucham? - przyjrzał mi się z zaciekawieniem.
-Kim jesteś? - uniósł jedną brew w geście zdziwienia, zastanawiając się nad moim pytaniem.
-Mężczyzną, to chyba widać.
-Pytam się kim naprawdę jesteś.. to całe znikanie, rozmywanie się w powietrzu, nie rozumiem tego! - skrzyżowałam ręce na piersiach, wpatrując się w kwiaty leżące na ziemi.
-Wiesz czym są demony?
-Przecież one nie istnieją.
-Nadal jesteś tego taka pewna? - wyciągnął w moim kierunku dłoń nad którą unosił się mały, niebieski płomyk - Moim ojcem był Adramelech, straszny hipokryta, zakochany w sobie. Cholerny, złośliwy pajac. W każdym bądź razie nie chcesz wiedzieć kim on był, tylko co potrafił, prawda? Tak, był demonem, można rzec, że Królem Ognia. Odziedziczyłem po nim umiejętności, w tym panowanie nad jednym z 4 żywiołów. Jestem półdemonem klasy 3, wyżej postawionym. Moja mamusia najwidoczniej lubiła ponurych gości, czających się w ciemnych uliczkach, to do niej podobne.
Stałam z rozdziawionymi ustami, nie wiedząc dokładnie, co mam zrobić. Cofnęłam się o kilka kroków, tracąc nagle równowagę. Czułam, że zaraz się przewrócę. Potknęłam się o wystający korzeń, zasłaniając twarz przed brudną ziemią - Natan był szybszy, zjawił się przy mnie, łapiąc moje ciało przed upadkiem. Odsunęłam się od niego ze wstrętem, bijąc go, szczypiąc i gryząc. Był na to niewzruszony, chyba nawet nie czuł bólu.
-Zareagowałaś tak jak przewidziałem, przepraszam - puścił mnie, pozwalając, żebym oddaliła się na bezpieczną odległość.
-Dlaczego ze mną trenujesz, co Ci to da?!
-Udoskonalając umiejętności osoby, która przejawia zdolności nadprzyrodzone, rosnę w siłę. Jesteś moim kluczem do Piekła, powrotem do domu.
-Chcesz tam wrócić? Jak? - widziałam, jak podnosi głowę patrząc w moją stronę, w jego oczach można było dostrzec gniew i smutek.
-Będę musiał Cię zabić.


Przepraszam, że takie krótkie ale okoliczności nie są mi przychylne, okropny brak weny. Niedługo pojawi się kolejna i wydaje mi się, że ostatnia część opowiadania. Miłego dnia!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

On - część 3.

Obudziłam się w ciepłej pościeli od razu przypominając sobie o zdarzeniu z zeszłego dnia. Co mogłam zrobić w tej sytuacji? Zerwać z Xavierem i powiedzieć mu prawdę? Nie potrafię tak. Czułam, że Natan jest mi bliski, czułam, że najwidoczniej los połączył mnie z nim z  konkretnego powodu. Pytanie jakiego.. mogłam jedynie toczyć walkę w środku głowy z moimi dziwnymi uczuciami. Wstałam ociężale, zakładając krótkie spodenki i za dużą koszulkę. Spojrzałam na zegarek stojący przy lampce na komodzie, była 7. Jeszcze trochę czasu pozostało mi do 8, wyrobię się. Zbiegłam na dół, czując, że śniadanie już na mnie czeka. W kuchni zastałam mamę robiącą naleśniki:
-O, śpiąca królewna wstała. Chcesz trochę? - wskazała palcem na patelnie, uśmiechając się promiennie.
-Poproszę. Idziesz dziś do pracy?
-O tak, niestety, ktoś musi zarabiać na ten dom - zachichotała pod nosem kładąc naleśniki na talerzu - A Ty gdzie tak wcześnie się wybierasz?
-Pobiegać - uśmiechnęłam się niewinnie biorąc od niej talerz.
-Dobrze, widzisz się dziś z Xavierem? Dzwonił wczoraj i pytał czy wszystko z Tobą w porządku - oblizała łyżkę z dżemem, przypatrując mi się z zaciekawieniem.
-Prawdopodobnie tak, muszę z nim porozmawiać - utkwiłam wzrok w jedzeniu, mechanicznie je przeżuwając.
-Dobrze, pamiętaj, bądź w domu najpóźniej o 23.
-Wiem mamo, kocham Cię - wstałam i przelotnie pocałowałam ją w policzek.
-Ja Ciebie też skarbie, uważaj na siebie - wykrzyknęła, kiedy połową ciała byłam już za drzwiami wyjściowymi.

                                                                                   *
Nie wiedziałam dokładnie gdzie mamy się spotkać, ale domyśliłam się, że i tak mnie znajdzie. Usiadłam pod drzewem przy którym wczoraj się spotkaliśmy. Czekając na jego przybycie zaczęłam wyrywać trawę i owijać ją sobie wokół palca. Po chwili usłyszałam dobrze znane mi kroki:
-A więc tu jesteś.. gotowa na trening? - poklepał mnie pokrzepiająco po plecach.
-Jaki trening? - zgłupiałam, podnosząc się z ziemi powolnie.
-Normalny, poprawimy trochę Twoją formę - niekoniecznie fizyczną. Niedługo Ci to wyjaśnię, bądź cierpliwa Aniele - przelotnie musnął moją rękę opuszkami palców.
-Nadal nie rozumiem o co Ci chodzi, no ale dobrze.. co mam zrobić?
-Spal ten krzak - uśmiechnął się do mnie nonszalancko.
-Mam go spalić? Odbiło Ci? Niby jak mam to zrobić?
-Będziemy tu siedzieć tak długo, aż tego nie zrobisz - podszedł do mnie od tyłu, przytulając się do moich pleców - Wierzę w Ciebie.
Wydawało mi się to absurdalne, ale postępowałam według jego wskazówek. Skierowałam dłonie w kierunku krzaka, śmiejąc się z tego, co każe mi zrobić. Jemu nie było do śmiechu, traktował to poważnie. Po kilku wyczerpujących godzinach zdenerwowałam się:
-I jaki to niby miało cel? Myślałeś, że jestem w stanie to spalić? - wykrzyknęłam mu prosto w twarz.
-Tak, wyćwiczysz sobie tą umiejętność. Nie pluj mi w twarz, kochanie, to nieuprzejme.
-Nienawidzę Cię - rzuciłam przez ramię oddalając się w kierunku domu. Nagle zjawił się przede mną, patrząc na mnie z rozbawianiem i uniesioną brwią.
-Jutro bądź tu o tej samej godzinie, mam Ci jeszcze wiele rzeczy do pokazania, a jeszcze więcej do nauczenia - przybliżył swoją twarz do mojej i złożył delikatny pocałunek na moich ustach - Do jutra.
Rozmył się w powietrzu a ja byłam w stanie tylko stać zdziwiona. Nie wiem kim on jest, ale jak najszybciej muszę się dowiedzieć.

On - część 2.

Tak jak obiecałam podzielę opowiadanie na parę części/rozdziałów - jak komu wygodniej. Mam nadzieję, że docenicie to, iż robię tak ogromny wyjątek z "niczego".
Miłego dnia oraz czytania, kochani!


Przeleżałam na polu 2 godziny rozmyślając o tym, co zrobiłam nie tak. Nadal nie byłam w stanie odpowiedzieć sobie na nurtujące mnie pytania. To, co się wydarzyło wystarczająco wpłynęło na moją osobę - czy pozytywnie? Nie wiem. Pomimo buzującego szczęścia ukrytego wewnątrz serca, czułam smutek. Wzdychając wstałam z trawy otrzepując się z brudu. Nie martw się Mel, wyjaśnisz tą sprawę - powtarzałam sobie w duchu. Idąc w kierunku szkoły nasłuchiwałam śpiewu ptaków i szumu wiatru. Pomimo wracających mdłości czułam się naprawdę dobrze, może to jego zasługa. Zastanawiając się nad dzisiejszą zaistniałą sytuacją wpadłam na Xaviera. 
-Hej Meliś! Gdzie byłaś? - przeczesał palcami włosy, uśmiechając się przyjaźnie. 
-Prosiłam Cię, żebyś tak do mnie nie mówił.. zdrobnienia są odrażające, w każdym bądź razie nie w moim guście. 
-Słońce, nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - przyciągnął mnie do siebie, odgarniając zabłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy. 
-Byłam się.. przejść. A Ty gdzie idziesz? - zakłopotana zaczęłam przygryzać wargę. Czułam się jak ostatnia szmata. 
-Właśnie wracam z zajęć do domu, masz ochotę do mnie wpaść? - puścił mi oczko, nachylając się, żeby mnie pocałować.
-Nie.. nie, źle się czuję - odsunęłam głowę w przeciwną stronę udając, że na coś patrzę. 
-No dobrze, w takim razie.. do jutra? - spojrzał na mnie smutno, delikatnie przyciągając mnie jeszcze bliżej. 
-Tak, do jutra - posłałam mu pokrzepiający uśmiech wyswobadzając się z jego objęć. 
Ruszyłam w przeciwną stronę słysząc na pożegnanie jego donośny głos mówiący,  że mnie kocha. Boże, co ja zrobiłam. Pocałunek z Natanem w ogóle nie powinien mieć miejsca, nie wtedy, kiedy jestem w związku z Xavierem. Dlaczego nie miałam wyrzutów sumienia? Pokręciłam głową, krzyżując ramiona na piersiach. Od domu dzielił mnie tylko mały lasek, który musiałam przejść. Zazwyczaj zajmowało mi to 20-30 minut. Wchodząc między drzewa zwolniłam, wzdychając ciężko. Za dużo rzeczy jak na jeden dzień, za dużo. Spacerowałam powoli, raz po raz schylając się, żeby podnieść uschnięty listek. Ignorowałam cienie, które pojawiały się znikąd, tłumacząc sobie, że na pewno umysł płata mi figle. Nadal idąc spokojnie na drodze stanęła mi zakapturzona postać. Przystanęłam upuszczając na ziemię liście i przygotowałam nogi do ewentualnej ucieczki. Nieznajomy zdjął kaptur, podnosząc na mnie zaciekawiony wzrok. Natan - usłyszałam w mojej głowie cichutki głosik. 
-Jak.. co Ty tu robisz? 
-Śledziłem Cię - przymrużył oczy, zbliżając się o parę kroków - Kim był mężczyzna z którym rozmawiałaś przed szkołą? 
-To mój chłopak, Xavier. Dlaczego o niego pytasz? 
-Chłopak? - zamrugał zdezorientowany - Nie wiedziałem, że Twoje serce jest już zajęte przez jakiegoś dryblasa - był coraz bliżej.
-Co.. o czym Ty mówisz? - nie spostrzegłam, że jest na tyle blisko, aby przycisnąć mnie do drzewa - Natan, uspokój się. 
-Jesteś taka mała - położył dłoń na moim policzku - I taka naiwna.. - przyciągnął mnie do siebie, przyciskając usta do moich warg. 
Świat zawirował, straciłam panowanie w nogach. Podniósł mnie gwałtownie przytrzymując za pośladki. Przyciskając do pnia drzewa zaczął całować każdy skrawek mojej twarzy, kończąc na szyi. 
-Nie pozwolę, żebyś znowu odeszła. Nie pozwolę! - postawił mnie na ziemi przyciskając czoło do mojego czoła - Jesteś moja. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, nasze oddechy mieszały się, przypominając o tym, co się przed chwilą stało. 
-Przyjdź tu jutro o 8, radzę ubrać coś.. wygodnego - odsunął się błyskawicznie znikając pomiędzy drzewami. 
Znowu czułam się jak w klatce, targana przez uczucia i emocje, które towarzyszyły mi, kiedy mnie pocałował. 
-Przyjdę.. - wyszeptałam wiatru odpowiedź w nadziei, że mu ją przekaże. 

niedziela, 28 grudnia 2014

On.

Od samego początku intrygował mnie swoją postawą, spojrzeniem, zachowaniem. Był na swój sposób przystojny, z delikatnym zarostem i rozczochraną fryzurą. Wyglądał jak.. mój ideał. Jego nienaganny chód, słowa, które wypowiadał ujęły mnie od samego początku. Miał przedziwny styl, oryginalny - wyróżniały go kolczyki zdobiące prawe ucho, zazwyczaj pomalowane paznokcie i czarne ubrania. Nie miał dużej ilości przyjaciół, zazwyczaj chodził po szkolnych korytarzach sam, jednakże i tak cieszył się dużą popularnością - zwłaszcza wśród dziewczyn.
Ja - szara myszka, niewyróżniająca się niczym szczególnym nie mogłam liczyć na to, że zwróci na mnie uwagę. Jestem niewysoką, o dziecinnej sylwetce blondynką. Zawsze ukradkowo na niego spoglądam licząc na to, że odwzajemni moje spojrzenie. Pewnego dnia doczekałam się i chciałabym wam o tym opowiedzieć..


Jak zwykle wbiegłam spóźniona do szkoły rozmyślając o tym, jak bardzo surową naganę dostanę od nauczycielki biologii. Szybkim krokiem przeszłam dystans dzielący mnie od sali biologicznej. Zapukałam nieśmiało, delikatnie próbując załagodzić tym gestem spóźnienie. Wychyliłam głowę zza drzwi i spojrzałam na nauczycielkę.
-Można? - uśmiechnęłam się niewinnie próbując uspokoić bijące serce.
Spojrzała na mnie surowo i palcem wskazała miejsce, w którym mam usiąść. O mój Boże, tylko nie koło niego. Serce, które uspokoiło się dosłownie przed chwilą znów zaczęło bić w nierównym tempie. Weszłam chwiejnym krokiem do klasy, zmierzając ku ławce, która miała być moją "egzekucją". Spojrzałam na chłopaka, który w niej siedział. Nie odwzajemnił spojrzenia, cały czas jego wzrok był skierowany w przestrzeń za oknem. Westchnęłam cicho i usiadłam. Starałam się skupić na słowach nauczycielki, ale nie mogłam.. jego zapach rozpraszał mnie na tyle, że rozmyślałam o tym jakby to było poczuć się w jego ramionach. Schowałam twarz w dłoniach powtarzając sobie w myślach, że mam się ogarnąć. Od rana nie czułam się najlepiej, dręczyły mnie mdłości i zawroty głowy. Po kilkunastu minutach nie mogłam wytrzymać  i zapytałam nauczycielkę, czy mogę iść do pielęgniarki. Skinieniem głowy zgodziła się, widząc, w jakim jestem stanie. Chwyciłam z szybkością światła torbę i wybiegłam z klasy. Podpierając się ściany zrobiłam kilka kroków i osunęłam się na kafelki. Wdech, wydech. Mogłam zostać w domu, ale nie chciałam opuścić zajęć. Serce uspokoiło się, mdłości zaczęły mijać. Nadal chowając głowę między kolanami usłyszałam ciche kroki, pewne i nienaganne. Nienaganne, to on. Oddech mi przyspieszył, starałam się schować jak najgłębiej w cieniu, tak, żeby mnie nie zobaczył. Jak na złość mnie zauważył. Podniosłam ostrożnie głowę czując, że nade mną stoi.
-Chodź - wyciągnął w moim kierunku dłoń.
Niepewnie mu ją podałam. Jednym, szybkim szarpnięciem pomógł mi wstać. Przez jedną, krótką chwilę moja dłoń spoczęła na jego klatce piersiowej - szybko ją odsunęłam. Zaprowadził mnie do Szkolnego Ogrodu, w którym zazwyczaj na przerwach między lekcjami zbierała się cała szkoła i jadła lunch na trawie lub ławkach. Przez całą drogę czujnie mnie obserwował, kontrolując czy czasami zaraz nie zemdleję. Oh, jakbym chciała teraz upaść i czuć jego silne ramiona podtrzymujące moją drobną osobę. Dość! Mel, ogarnij się. Kiedy dotarliśmy na pole niedaleko naszej szkoły pomógł mi usiąść. Jego dotyk wywołał przyjemne dreszcze, tam, gdzie dotknął mnie dłonią pozostało miłe mrowienie. Uśmiechnęłam się w duchu nie wierząc, że jestem z nim sam na sam. Nie był typem człowieka, który przepada za towarzystwem. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy i w pewnym momencie przybliżył się do mnie, kładąc mi rękę na kolanie. Wypuściłam powietrze nie będąc świadoma, że cały czas wstrzymywałam oddech. Podniosłam wzrok napotykając jego zatroskane spojrzenie. Co? Zatroskane? Coś sobie ubzdurałam.. Starałam się spuścić wzrok, jednak on mi na to nie pozwolił. Chwycił w dłoń mój podbródek unosząc go delikatnie.
-Ah, Mel..
-Znasz moje imię? Ja.. mógłbyś mnie puścić? Czuję się nieswojo - nie chciałam żeby mnie puszczał, ale nie mogłam się skupić, nie mogłam normalnie myśleć.
-Głupia - nie zrobił tego, o co poprosiłam.
Przybliżył twarz do mojej cały czas patrząc mi głęboko w oczy. Dzieliły nas zaledwie centymetry, zawsze o tym marzyłam. Spojrzałam na jego usta chcąc przybliżyć się jeszcze bardziej, pocałować go, poczuć. Był szybszy. Pokonał oddzielający nasze twarze dystans i przywarł do mnie ustami. Wsunął palce w moje włosy, raz po raz za nie ciągnąc. Czułam się taka.. taka mała. Zarzuciłam ręce na jego szyję siadając mu na kolanach. Tak blisko niego, bez żadnych granic. Westchnęłam cichutko przygryzając jego język. Poczułam, jak się uśmiecha. Wsadził dłoń pod moją koszulkę kładąc ją na plecach. Przesuwał nią z dołu do góry wywołując dreszcze, które przechodziły całe moje ciało.
-Zawsze tego chciałem, zawsze - szeptał pomiędzy pocałunkami utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie tylko ja pragnęłam jego bliskości. On również jej potrzebował.
Po chwili jakby czar prysnął, odsunął się ode mnie niesamowicie szybko, stając na równe nogi. Spojrzał na mnie przerażony uświadamiając sobie, co przed chwilą zrobił. Widziałam w jego oczach gniew i pożądanie. Obrócił się na pięcie i pognał w stronę szkoły. Nie rozumiem.. o co chodzi? Przygładziłam włosy kładąc się na miękkiej trawie. Mogłam tylko płakać, płakać i szukać odpowiedzi.. Dlaczego?


Myślę, że podzielę te opowiadanie na rozdziały. Jak myślicie, warto?